środa, 19 grudnia 2012

Malienkij Princ- trzy wydania rosyjskie i Le Petit Prince- wydanie rosyjskie do nauki j. francuskiego

W połowie listopada 2012 trafiłam służbowo na konferencję do Ałma-Aty w Kazachstanie. Było to niesamowite doświadczenie, bo pierwszy raz trafiłam do kraju typowo azjatyckiego z ulicami pełnymi ludzi o „skośnym” typie urody. Ciekawe było również połącznie postsowieckiej architektury z nowoczesnymi budynkami ze szkła i metalu. Jedynym minusem był śnieg i mróz, ale oczywiście nie przeszkodziło mi to w eksplorowaniu miasta pod kątem księgarni. Najpierw w okolicy miejsca, gdzie odbywała się konferencja, natrafiłam na malutki sklepik z przemiłą panią sprzedającą, która ze stosu poukładanych wszędzie książek wyłowiła piękne wydanie po rosyjsku. Książka ma bardzo oryginalne ilustracje i ogromnie mi się spodobała, więc wysupłałam potrzebną ilość kazachskich tengi (do tej pory nie jestem w stanie ich przeliczyć na jakąś rozsądną walutę) i mogłam się już cieszyć nowym nabytkiem.


Drugiego dnia konferencji postanowiłam odbyć mała przejażdżkę po mieście, aby zobaczyć przynajmniej troszkę więcej niż salę konferencyjną i restaurację, w końcu jak często człowiek ma okazję przebywać w Ałma-Acie? Kierowca taksówki był mocno zdziwiony, gdy do standardowego planu objazdu kilku głównych atrakcji miasta dołączyłam prośbę o porządną księgarnię. Spisał się jednak na medal i dzięki temu trafiłam do książkowego raju- sklepu „Kniżnyj Gorad”, czyli „książkowe miasto”. Sklep był gigantyczny, kilkupoziomowy i przez chwile zwątpiłam, czy cokolwiek w nim znajdę. Na szczęście przy wejściu pracowały przemiłe panie, które na podstawie nazwiska autora znalazły w komputerze dokładną lokalizację wszystkich jego książek. Widząc, że jestem „innostrańcem” zaopiekowały się mną jeszcze milej, bo posadziły mnie na sofie i kazały poczekać, a jedna z nich poszła wyszukać interesujące mnie pozycje. W lekkie osłupienie wprawił mnie jej widok po powrocie, gdyż dźwigała kilka różnych wydań Małego Księcia, a naprawdę na aż tyle nie liczyłam. Po odrzuceniu tych, które już w swojej kolekcji mam, zdecydowałam się na trzy wydania rosyjskie oraz rosyjską książkę służącą do nauki j. francuskiego. Niestety, wydań z Kazachstanu nie mieli, ale i tak byłam przeszczęśliwa. Trochę się tylko obawiałam, że moja mała walizka nie wytrzyma takiego obciążenia, ale jakoś wszystko upchnęłam i dowiozłam do Polski. 



sobota, 8 grudnia 2012

The Little Prince- wydanie gruzińskie do nauki j angielskiego

W pierwszych dniach listopada 2012 miałam okazję przypuścić kolejny atak na księgarnie w Tbilisi. Nie miałam zbyt wielkich nadziei, ale uznałam, że zawsze jest szansa, zatem podczas wieczornego spaceru konsekwentnie zaglądałam do każdego nawet miniaturowego zakątka z książkami. No i udało się, w jednej z kolejnych księgarni sprzedający pan co prawda stwierdził, że po gruzińsku ani rosyjsku niczego dla mnie nie ma, ale może zaproponować wydanie angielskie. Hm, trochę mi mina zrzedła, bo pomyślałam, że raczej nie ma szansy, aby pokazał mi książkę, której jeszcze nie mam. A tu proszę, niespodzianka- bardzo dziwne wydanie formatu A4 wyglądające nieco jak ksero, bez żadnej stopki wydawniczej, ale za to z objaśnieniami po gruzińsku. Domyśliłam się, że jest to wydanie mające służyć Gruzinom do nauki języka angielskiego i już po chwili za jedyne 6 lari stałam się jego szczęśliwą posiadaczką. Na pewno będę szukać dalej, bo jak się okazuje warto próbować nawet w miejscach, które na pierwszy rzut oka nie obiecują sukcesu!



niedziela, 2 grudnia 2012

Mały Książę- dwa wydania polskie

W październiku 2012 za sprawą portalu aukcyjnego stałam się właścicielką kolejnych dwóch polskich wydań „Małego Księcia”. Pierwsze z nich jest dosyć popularne i nie odbiega grafiką od standardowych wydań, natomiast drugie zachwyciło mnie swoją odmiennością i oryginalnością naprawdę pięknych ilustracji. Rzadko się zdarza, aby grafik potrafił oddać intencje Autora równie dobrze, co on sam (wystarczy popatrzeć na ohydne kubistyczne wydanie macedońskie!), ale w tym przypadku efekt jest całkiem udany.



środa, 7 listopada 2012

Mwana Mdogo wa Mfalme- wydanie z Tanzanii

We wrześniu 2012 do mojej kolekcji przybył kolejny egzemplarz z Afryki, a stało się to za sprawą tej strony internetowej http://www.littleprince.info/, o której istnieniu dowiedziałam się  od kolekcjonerki Róży Bzowej (http://sztambuch-rozy.blogspot.com). Autorzy strony prowadzą projekt edukacyjny, podczas którego sprzedają przetłumaczone przez siebie na język suahili wydanie „Małego Księcia”. Za każdy zakupiony egzemplarz jedna książka trafia też do szkolnej biblioteki w Tanzanii. Skontaktowałam się z mieszkającym w Niemczech tłumaczem i jednocześnie autorem strony i zakupiłam u niego książkę. Koleżanka N. pomogła mi następnie przezwyciężyć problemy logistyczne (przelew na konto niemieckie, adres do wysyłki itp.) i w efekcie końcowym stałam się dumną posiadaczką „Mwana Mdogo wa Mfalme”.



wtorek, 23 października 2012

Mały Książę- wydanie polskie

We wrześniu 2012 r.  do mojej kolekcji przybył kolejny prawie archiwalny okaz. Tym razem jest to bardzo ładne polskie wydanie z 1961 roku, które trafiło do mnie za pośrednictwem internetowej aukcji. I tak na marginesie- kiedy trzymam w ręku takie książki, to niezmiennie fascynujące jest dla mnie, że są one starsze ode mnie, a jednak zachowują tak dobry stan i zapewne przetrwają jeszcze długo, długo……. 


niedziela, 14 października 2012

Malienkij Princ- wydanie rosyjskie

W sierpniu 2012 po raz kolejny miałam okazję spędzić nieco czasu w Tbilisi, tym razem z mężem. Pogoda dawała się mocno we znaki- upał około 40 stopni i wiatr niosący ze sobą tumany paskudnego drobnego piasku, więc piesza wycieczka po mieście była średnio przyjemna i dlatego postanowiliśmy tym razem zrezygnować z polowania na księgarnie ograniczając się tylko do szybkiego wypadu na obiad. Całkiem przypadkiem jednak na naszej drodze stanął antykwariat i oczywiście takie okazji nie mogłam przepuścić! Trochę wysiłku lingwistycznego kosztowało mnie wytłumaczenie, czego szukam, ale porozumienie zostało osiągnięte i po krótkim poszukiwaniu wśród stosu książek pan zaprezentował mi rosyjskie wydanie zbiorowe tekstów Exupery’ego z 1963 roku, które oczywiście natychmiast zakupiłam. Dodatkową ciekawostką jest cała masa wpisów i dedykacji wewnątrz książki, które o ile zdążyłam się zorientować wskazują na to, że książka była prezentem dla kolegi z klasy od reszty uczniów. 



piątek, 28 września 2012

Le Petit Prince- dwa wydania francuskie

W lipcu 2012r. przeżyłam absolutnie szalone (jak na moje standardy) wakacje we Francji będące swoistą nagrodą za trudy związane z wielomiesięcznym życiem na skraju cywilizacji. Szaleństwo polegało na wynajęciu samochodu i przemierzeniu 1200km francuskich dróg, od Paryża poprzez Dolinę Loary z milionem zamków, Le Mans z jego słynnym torem wyścigowym, Normandię z chwytającą za serce plażą Omaha, bajkowym zamkiem Le Mont St. Michel i z powrotem Paryżem. Mnóstwo wrażeń, mnóstwo zdjęć, oczy wielkie jak spodki i nerwowe drżenie rąk podczas jazdy po stolicy Francji…… jednym słowem coś absolutnie niepowtarzalnego. Wisienką na torcie był spacer wzdłuż Sekwany ostatniego dnia przed powrotem do Polski, kiedy odkryłam rząd stoisk z używanymi książkami. Używając mojego szczątkowego francuskiego udało mi się porozumieć z bardzo miłą panią, która przeszukała pół stoiska zanim znalazła niepozorną i nieco podniszczoną granatową książeczkę. Dzięki temu za oszałamiająca kwotę 4 euro stałam się właścicielką kolejnego wydania francuskiego z tajemniczymi odręcznymi notatkami zrobionymi zapewne przez jakiegoś ucznia. Ach, zapomniałabym napisać, że w trakcie podróży w Le Mont St. Michel również zakupiłam jedną książeczkę,  francuskie mini-wydanie z kilkoma małoksięciowymi cytatami. 




poniedziałek, 17 września 2012

Wydanie greckie

Tradycją stało się już, że wszystkich znajomych wyjeżdżających za granicę w interesujące mnie regiony dręczę o przywiezienie „Małego Księcia” w kolejnym lokalnym języku. Ofiarą takiego dręczenia po raz kolejny padł mój znajomy S. (który już wcześniej przywiózł mi dwie książki) wybierający się w lipcu 2012r. w dłuższą podróż, tym razem do Grecji. Jakoś bardzo się nie bronił, więc mam nadzieję, że to moje dręczenie nie doprowadziło go do zbyt wielkiej furii- w każdym razie w efekcie jego greckich wojaży przybył mi do kolekcji piękny egzemplarz w tymże języku. 





piątek, 14 września 2012

Malienkij Princ- wydanie rosyjskie i Mały Książę- wydanie polskie

Z uwagi na długi wyjazd i pobyt głównie w jednym kraju mocno ograniczyło się moje pole manewru odnośnie osobistego zakupu „Małego Księcia” gdzieś w szerokim świecie. Dlatego w coraz większym stopniu zaczęłam posługiwać się internetem aby na bieżąco wzbogacać kolekcję. W czerwcu 2012r. w taki właśnie sposób „upolowałam” dwie kolejne książki, tym razem wydanie rosyjskie i wydanie polskie. 




wtorek, 11 września 2012

Wydanie z Armenii

W maju 2012 odkryłam fantastyczną internetową księgarnię językową specjalizującą się w książkach obcojęzycznych. Samych „małoksięciowych” mają w ofercie około 20, przy czym większość jest w naprawdę nietypowych językach. Strasznie trudno było się zatem zdecydować, którą wersję zakupić. W końcu wybór mój padł na wydanie z Armenii- muszę przyznać, że zadecydował o tym przede wszystkim nietypowy alfabet używany w tym kraju, którego litery bardzo tajemniczo wyglądają na okładce.
Swoją drogą zauważyłam jak bardzo to hobby wpływa na rozwój mojej wiedzy o różnych językach i kulturach, o których wcześniej nie miałam pojęcia, bo kiedy powiększam kolekcję o nowy egzemplarz, zawsze staram się dowiedzieć czegoś o kraju, z którego dana książka pochodzi. Nieustająco fascynuje mnie też, że choć teoretycznie treść książki i rysunki Autora nie ulegają zmianie, to  bardzo często do wydań wprowadzane są elementy bardzo charakterystyczne dla danego kraju- głównie okładka lub inne elementy grafiki nawiązują np. do strojów ludowych.



sobota, 8 września 2012

The Little Princ- wydanie angielskie

Z kolejną książką w j. angielskim nie łączy się niestety żadna tajemnicza historia, w maju 2012r. nabyłam ją po prostu przez portal internetowy. Przy okazji postanowiłam zrobić mały remanent i ustalić, których edycji mam najwięcej. Wyszło mi na to, że nadal dominują wydania serbskie, ale tuż za nimi plasują się książki w j. rosyjskim i angielskim, a następnie wydania polskie. I pomyśleć, że początkowo zamierzałam kupować tylko po jednym egzemplarzu z danego kraju! Cieszę się, że nie trzymałam się tej zasady zbyt długo, bo bogactwo edycji bywa wprost oszałamiające. 




piątek, 7 września 2012

A kis herzeg- wydanie węgierskie

Kolejna książka przybyła do mnie z Węgier, a stało się to za sprawą kolegi S., który w maju 2012 miał okazję przebywać w tym kraju. Było mi szalenie miło, że przy naprawdę niemałym zamieszaniu związanym z jego wyjazdem pamiętał o mojej kolekcji i przywiózł piękny kolorowy egzemplarz, który natychmiast trafił na półkę mojej specjalnej „małoksięciowej” szafki.



środa, 29 sierpnia 2012

Wydanie etiopskie

Maj 2012 przyniósł kolejną wielką niespodziankę do mojej kolekcji. Zawdzięczam ja mojemu nieocenionemu niemieckiemu koledze A., który wiedząc o mojej pasji poprosił o przysługę swojego kolegę podróżującego po dzikich zakątkach Afryki. No dobrze, chyba nie do końca takich dzikich, skoro mieli tam księgarnię. Kolega wypełnił zadanie wręcz rewelacyjnie, skutkiem czego otrzymałam przepiękną błękitną książkę w języku Amhara- czyli wydanie prosto z Etiopii. Nietrudno się domyślić, że zrobiłam oczy jak spodki rozpakowując książkę, bo alfabet widniejący na okładce nie kojarzył mi się zupełnie z niczym- na szczęście A. oświecił mnie co do pochodzenia tego egzemplarza, a ja z wrażenia totalnie zaniemówiłam. Po prostu cudo!!!


piątek, 3 sierpnia 2012

Malienkij Princ- wydanie rosyjskie

W pierwszych dniach maja 2012 po raz kolejny miałam okazje przespacerować się po Tbilisi. Tym razem zwiedzałam miasto nie sama, a z mężem i to jego zamiłowanie do staroci zawiodło nas na słynne targowisko przy „Suchym Moście” w centrum gruzińskiej stolicy. Kupić tam można dosłownie wszystko- pamiątki po czasach ZSRR, stołową zastawę, płyty winylowe, obrazy, instrumenty muzyczne, stare aparaty fotograficzne, militaria, biżuterię i całe mnóstwo innych rzeczy. Targowisko ma też osobny zakątek, w którym sprzedawane są książki. Ponieważ układane są one w wysokich stosach na mikroskopijnych stolikach, nie było najmniejszej szansy wyszperania czegoś samemu. Zmobilizowałam zatem mój rosyjski i zaczęłam zaczepiać sprzedawców z zapytaniem, czy „jest u Was Malienkij Princ”. I proszę, odniosłam sukces! Efektem poszukiwań okazał się rosyjskojęzyczny tomik dzieł różnych, w skład którego wchodzi też nieustannie poszukiwany przez mnie  „Mały książę”. 


niedziela, 29 lipca 2012

Mały książę i Malienkij Princ - wydanie polskie i wydanie rosyjskie

Kolejne dwie książki w mojej kolekcji pojawiły się w kwietniu 2012. Były to wydanie polskie i wydanie rosyjskie, a trafiłam na nie buszując intensywnie po internecie. Szczególnie ucieszyłam się z książki rosyjskiej, bo jest to dosyć stare wydanie i choć jest nieco poniszczona, ma w sobie to „coś” charakterystyczne dla dawnych edycji.


niedziela, 8 lipca 2012

El Principito- wydanie hiszpańskie

W marcu 2012 po raz kolejny miałam okazję zajrzeć do mojej ulubionej genewskiej księgarni Payot. Wydawało mi się, że już nic ciekawego w niej dla siebie do kolekcji nie znajdę, ale jednak po kilkunastominutowym buszowaniu wśród półek odkryłam wydanie Małego Księcia po hiszpańsku, przy czym wreszcie trafiłam na wydanie faktycznie z Hiszpanii, a nie jak do tej pory z Meksyku czy Argentyny. Nie zastanawiałam się zatem ani chwili, tym bardziej, że księgarnia leży w takim miejscu w Genewie, że jest mi ona kompletnie nie po drodze i raczej nie zapowiadało się, abym miała czas tam zagościć w najbliższej przyszłości. W ten oto sposób kolekcja znowu się powiększyła. 


niedziela, 1 lipca 2012

Patara uplistuli- wydanie gruzińskie

W marcu 2012 po raz pierwszy miałam możliwość długiego, spokojnego spaceru po Tbilisi i „oswojenia” dla siebie stolicy Gruzji. Z przyjemnością wystawiałam twarz na wiosenne słońce i zwiedzałam klimatyczne uliczki starówki, przyglądałam się ciekawemu stylowi zabudowy, zaglądałam w miejsca zarówno prześliczne jak i ponure. I oczywiście przy okazji zaglądałam do wszystkich księgarni, które znalazły się na mojej drodze. Okazało się, że „upolowanie” kolejnego Małego Księcia nie jest sprawą prostą, bo w wielu miejscach tej książki w ogóle nie było albo była tylko wersja już przez mnie posiadana. Dopiero w szóstej czy siódmej księgarni pani poszperała między stosami innych książek i znalazła to, o co mi chodziło. Dzięki temu cudny wiosenny dzień zyskał wspaniałe zakończenie, a ja mogłam spokojnie udać się w kierunku Europy na zasłużony kilkudniowy urlop.


niedziela, 17 czerwca 2012

Mały książę- wydanie polskie i Y Tywysog Bach- wydanie walijskie

Z chwilowego braku innych bezpośrednich możliwości wzbogacania kolekcji zaczęłam regularnie buszować po internecie. Przez jakiś czas „polowanie” nie przynosiło żadnych konkretnych efektów, ale moja cierpliwość została nagrodzona i pod koniec marca 2012r. stałam się właścicielką dwóch kolejnych książek do mojego zbioru- wydania walijskiego oraz bardzo ładnego wydania polskiego. Co warto odnotować, obie przesyłki dotarły do mnie bez dodatkowych komplikacji J





poniedziałek, 4 czerwca 2012

Le Petit Prince- wydanie gruzińskie do nauki j. francuskiego

W połowie marca 2012 w moje ręce wpadła wręcz nieprawdopodobna perełka- książka wydania w Gruzji po francusku i ewidentnie służąca do nauki języka francuskiego, bo opatrzona wyjaśnieniami wielu słówek i konstrukcji gramatycznych po gruzińsku. Książkę wypatrzyłam na lokalnym gruzińskim targowisku, będącym tak naprawdę jednym z ostatnich miejsc, gdzie spodziewałabym się coś takiego znaleźć. W pierwszej chwili myślałam, że jest to zwykłe wydanie francuskie, ale wydało mi się, że coś jest nie tak z nazwiskiem autora, po czym nastąpiło olśnienie- no oczywiście, przecież tutaj słowa zagraniczne pisze się w ich fonetycznym brzmieniu! Rozpoczęłam więc pertraktacje ze sprzedawczynią i w łamanym rosyjsko-gruzińskim ustaliłam, iż „nada papłatić sami lara”, czy trzy lari. Wysupłałam odpowiednią ilość monet i książka stała się moją własnością. Jest wydana w bardzo prosty sposób i raczej zniszczona, bo zapewne niejedno przeszła, ale i tak uważam ją za absolutne cudo!


piątek, 1 czerwca 2012

Malienkij Princ- wydanie rosyjskie

Kolejne wydanie rosyjskie „namierzyłam” w marcu 2012 w internecie i zachęcona poprzednimi sukcesami dokonałam szybkiego zakupu. Jednak okazało się, że chyba przedwcześnie cieszyłam się ze zdjęcia klątwy z moich przesyłek, bo po raz kolejny poczta coś namieszała z awizo i o mało nie przegapiłam, że coś czeka na odbiór. Dosłownie w ostatniej godzinie zdążyłam zainterweniować i dzięki temu stałam się właścicielką niepozornego miękkiego zeszyciku z opisami losów Małego Księcia po rosyjsku.


niedziela, 27 maja 2012

Il Piccolo Principe i The Little Prince- wydanie włoskie i wydanie angielskie

Zgodnie ze złożoną sobie obietnicą, w lutym 2012 powróciłam do genewskiej księgarni „Payot”. Miałam bardzo mało czasu, bo spieszyłam się w drodze z biura na lotnisko, ale nie mogłam sobie odmówić tej drobnej przyjemności. Już wcześniej dokładnie poznałam rozkład półek i rozmieszczenie interesujących mnie książek, w szybkim tempie zatem porwałam wydanie włoskie i już zmierzałam do kasy, gdy ujrzałam przepiękne kolekcjonerskie wydanie angielskie (złocone brzegi kartek, twarda okładka z obwolutą). Nie mogłam od niego oderwać i wzroku, więc w efekcie zamiast planowanej jednej zakupiłam dwie książki. A potem już tylko sprint do autobusu, na lotnisku oddanie cięższego o dwie książki bagażu i wyczekiwany lot w kierunku Polski!



piątek, 25 maja 2012

The Little Prince- wydanie angielskie

W lutym 2012r. wzbogaciłam się o jeszcze jedno wydanie angielskie. Tak naprawdę to szukałam wydań gruzińskich i miałam nadzieję dodać coś nowego do kolekcji po wizycie w sporej księgarni międzynarodowej w Tbilisi. Niestety, krótki spacer po mroźnej, oblodzonej i ciemnej ulicy Rustaveli nie przyniósł upragnionego łupu, bo akurat książki po gruzińsku „wyszły”. Wypatrzyłam za to wydanie angielskie, którego wcześniej nie miałam i postanowiłam, że będzie moją nagrodą pocieszenia za trud wieczornych poszukiwań. 


wtorek, 22 maja 2012

Der kleine Prinz- wydanie niemieckie

Zakup kolejnego wydania niemieckiego był „produktem ubocznym” mojego buszowania w internecie w poszukiwaniu rozmaitych wersji polskich. Spodobała mi się jego prosta okładka w nietypowy sposób przedstawiająca tylko kontury Księcia na jednolitym tle. Przy okazji stwierdziłam, że wcześniejsza „klątwa” została chyba wreszcie przełamana, bo wszystkie zakupione w sieci książki dotarły do mnie bez problemów. Może więc jednak przekonam się do takiego sposobu powiększania kolekcji?


niedziela, 20 maja 2012

Mały Książę- pięć wydań polskich

Po kilku tygodniach pobytu z dala od domu złamałam moją dotychczasową kolekcjonerską zasadę i zaczęłam buszować po internecie w poszukiwaniu kolejnych książek do kolekcji. Co ciekawe, chyba na zasadzie kontrastu z zagranicą i tęsknoty za czymś dobrze mi znanym, zainteresowały mnie przeróżne wydania polskie. Oczywiście już wcześniej widziałam, że jest ich mnóstwo, ale dopiero teraz wpadłam „w ciąg” wynajdowania coraz to nowych wersji po polsku. W ten oto sposób w połowie lutego 2012r. stałam się posiadaczką dodatkowych pięciu, bardzo się od siebie różniących wydań. I coś mi mówi, że a tym nie poprzestanę, ale oczywiście przyjemność trzeba stopniować.






środa, 16 maja 2012

Wydanie gruzińsko/angielskie

Kolejnym wydaniem, jakie trafiło do moich rąk, była wersja gruzińsko-angielska. Prosto z Genewy poleciałam bowiem do Gruzji. Już pierwszy dzień spędzony w Tbilisi oszołomił mnie całkowicie, zupełnie obcy świat wdzierał się w mój umysł z całą intensywnością. Usiłowałam pojąć mnóstwo rzeczy na raz- kompletnie obcy alfabet, dzikie zasady ruchu ulicznego (jak się szybko zorientowałam gruziński kodeks drogowy zaczyna się od stwierdzenia „większy ma zawsze rację”. I na tym stwierdzeniu właściwie się kończy), dziwna i wyprana z kolorów zabudowa ulic. Dodatkowo zmęczenie i silna infekcja gardła spowodowały, że czułam się z lekka w nie swojej bajce. Mimo wszystko zamarzyło mi się wzbogacenie kolekcji, jednak z uwagi na brak w okolicy księgarni szanse na to były dosyć nikłe. Na szczęście podczas spaceru do banku natrafiłyśmy z koleżanką I. na ulicznego sprzedawcę książek. Ja nie byłam się w stanie z nim dogadać (gruziński to inny poziom abstrakcji, a na tamten moment mój rosyjski był jeszcze mocno zardzewiały), więc I. zaoferowała się załatwić sprawę. W pierwszej chwili co prawda pan stwierdził, iż „Małego Księcia” na stanie nie posiada, ale kiedy obiecałyśmy wrócić za 20 minut zmienił zdanie i zaoferował, że książkę załatwi. I rzeczywiście, po niecałej pół godzinie stałam się właścicielką bardzo sympatycznego dwujęzycznego wydania.


wtorek, 15 maja 2012

Der Chly Prinz i Malienkij Princ – wydanie w dialekcie berneńskim i wydanie po rosyjsku

W styczniu 2012r. rozpoczęła się moja wielka przygoda związana z najdłuższym i najdalszym jak do tej pory wyjazdem za granicę. Pierwszym przystankiem na drodze w daleki świat była Genewa, gdzie spędziłam prawie tydzień. W ciągu dni roboczych pracowałam do późna, aby pozałatwiać wszelkie formalności, więc o wędrówce po mieście mogłam tylko pomarzyć. Na szczęście dwa dni weekendu miałam tylko dla siebie. Pomimo przenikliwego zimna zdecydowałam się na długa pieszą wędrówkę po mieście z aparatem. Po drodze natrafiłam na dużą i świetnie zaopatrzoną księgarnię „Payot”. Wybór książek w kilku językach aż oszałamiał. A że było tam przyjemnie cieplutko, spędziłam dobre półtorej godziny na przeglądaniu zawartości półek. Odkryłam „Małego Księcia” w sześciu lub siedmiu językach, jednak ograniczony zapas gotówki nie pozwolił mi na zakupowe szaleństwo. Zdecydowałam się na wydanie w dialekcie berneńskim, bo jak by nie patrzeć znajdowałam się w Szwajcarii i głupio by było przepuścić taką okazję, a po dłuższym wahaniu dorzuciłam jeszcze bardzo oryginalnie wydaną wersję rosyjską. Obiecałam sobie, że jeszcze kiedyś do tej księgarni wrócę i dźwigając swój łup udałam się na dalsze zwiedzanie Genewy. Tę sześciogodzinną wyprawę przypłaciłam potem poważną infekcją gardła, ale nie żałuję, bo przepiękne uliczki starej części miasta, widoki znad Jeziora Genewskiego oraz Mont Blanc w tle w pełni zrekompensowały późniejsze nieprzyjemności.



niedziela, 13 maja 2012

Patara uplistuli- wydanie gruzińskie

Gruziński „Mały Książę” przybył do mnie w styczniu 2012r.….... z Bułgarii. Stało się to za sprawą mojej wspaniałej bułgarskiej koleżanki B., która miała okazję obserwować w Norwegii moją żywiołową reakcję na świeżo otrzymaną książkę w dialekcie wiedeńskim. Niezła mieszanka, prawda? B. pojechała na kilka dni służbowo do Tbilisi i udało jej się znaleźć dla mnie wydanie gruzińskie. Książka jest absolutnie niesamowita, bo graficznie mieszają się w niej dwie wersje- oryginalna i gruzińska. W tekście zachowane są wszystkie ilustracje autora, ale poza tym ma kilkanaście kolorowych stron, na których niektóre sceny z książki narysowane są ponownie, tym razem z kolorytem lokalnym. No a dodatkowo fascynujący jest gruziński alfabet, kompletnie niepodobny do tego, co wcześniej znałam. 



El Principito- wydanie argentyńskie

Książka z Argentyny jest chyba jak do tej pory największą niespodzianką w mojej kolekcji. Pisałam już kiedyś, że na kilku portalach społecznościowych umieściłam prośbę o pomoc w powiększaniu zbioru, bo jednak do wielu krajów raczej sama nie dotrę. Wpisy te klika razy zadziałały, ale zdążyłam już o nich zapomnieć, bo od dawna nie wywołały żadnej reakcji. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu w grudniu 2011r. dostałam wiadomość z pytaniem o adres, bo A. jest w Buenos Aires i pamiętając moją prośbę kupiła dla mnie książkę. Było to dla mnie absolutne zaskoczenie, gdyż nie mogę powiedzieć, aby z A. wcześniej łączyły mnie jakaś szczególnie bliska znajomość czy sympatia. Tym bardziej jednak doceniłam jej pamięć i gest. Argentyński „Mały Książę” przybył do mnie pod koniec grudnia i pięknie wkomponował się w dotychczasowy zbiór. 


piątek, 11 maja 2012

Le Petit Prince i Le Petit Prince- La planète de l’Astronome- wydania francuskie

W związku z niepohamowanym pędem do powiększania kolekcji znakiem firmowym wielu moich podróży staje się poranny jogging po obcych miastach, którego metą jest księgarnia. Tak właśnie było podczas mojego listopadowego wyjazdu do Brukseli. Plan pobytu miałam jak zwykle strasznie napięty, w dodatku ogromnie się stresowałam koniecznością wygłoszenia prezentacji przed bardzo wymagającą grupą międzynarodowych ekspertów, więc dopiero ostatniego poranka, gdy emocje opadły, mogłam zająć się polowaniem na książki. W czasie poprzedniego pobytu w Brukseli wytropiłam już księgarnię, więc cel porannego biegu był jasno określony, musiałam jednak ściśle trzymać się ram czasowych, bo jak wiadomo samolot raczej nie zaczeka… Wystartowałam zatem z hotelu jeszcze po ciemku, dotarłam pod księgarnię mocno zziajana i spocona, prawie biegiem ruszyłam między półki… i tu jak zwykle o mało nie nastąpiła katastrofa, bo ogromnie ciężko było się zdecydować, które wydanie zakupić. Rozsądek zwyciężył i z żalem odłożyłam dwa przepiękne ale absurdalnie drogie wydania, decydując się na wersję dużo skromniejszą. W ramach pocieszenia dorzuciłam jeszcze „wariację na temat”, czyli książeczkę stylizowaną na oryginalnego „Małego Księcia”, jedną z cyklu opisującego jego przygody na różnych planetach (na których w oryginale niekoniecznie był). Nie jestem fanką takich wydawnictw, ale jedno jako ciekawostkę warto mieć. Po dokonaniu zakupów znowu zaczęłam poruszać się galopem i dzięki temu zgodnie z planem zdążyłam na autobus jadący na lotnisko. 


Mały Książę- dwa wydania polskie

W październiku i listopadzie 2011r. zasiliłam moją kolekcję również o dwa wydania polskie. Polskich edycji jest wiele i pewnie dziwnym się może wydać, dlaczego akurat te dwie wzbudziły moje zainteresowanie. Hm, pierwsza z nich dlatego, że jest o wiele starsza ode mnie, bo wydano ją w 1967 roku i ma specyficzny klimat książek z tamtych lat- płócienna oprawa, szycie, grube kartki, staranny druk, nawet charakterystyczny zapach farby i kurzu. Druga książeczka jest jej przeciwieństwem- cieniutka, papier prawie gazetowy, czarno-białe ilustracje… ale za to bardzo oryginalna okładka, która od razu rzuciła mi się w oczy pośród wielu prawie takich samych wydań. Zapewne ten „polski dział” kolekcji będę jeszcze uzupełniać, ale raczej nie nastąpi to szybko, bo pozostaję wierna zasadzie „podróżowej”.



Den lille Prinsen i The Little Prince- wydanie norweskie i wydanie brytyjskie

Nie przepadam za lataniem i lotniskami, każdy wyjazd to dla mnie stres, a skomplikowane i czasochłonne procedury strasznie mnie wkurzają. Nie mam jednak za bardzo wyjścia i latam samolotami dosyć często. W październiku 2001r. to latanie wreszcie się do czegoś przydało- natrafiłam na porządną, dużą i nieźle zaopatrzoną księgarnię na lotnisku w Oslo. Wracałam strasznie zmęczona z tygodniowego wyjazdu na północ Europy, loty miałam zabukowane w sposób absurdalny, ale jedyny możliwy (Kirkenes-Oslo-Kopenhaga-Berlin, łącznie ponad 12 godzin lotu i jeszcze perspektywa dojazdu do domu z Berlina, wrrrrrr…..), zmęczona byłam strasznie, a w dodatku rozpoczęłam dzień od sprzeczki z panią w hotelu- jednym słowem humor pod psem. I w takiej właśnie sytuacji objawiła się przede mną lotniskowa księgarnia. Czasu do kolejnego lotu miałam mnóstwo, więc postanowiłam sobie trochę pooglądać kolorową zawartość półek. Pierwszym zdziwieniem była wielkość księgarni (jak na standardy lotniskowe wręcz oszałamiająca!), a drugą zakres dostępnej literatury (bo z reguły na lotnisku nabyć można co najwyżej kolorowe magazyny i niezbyt ambitne czytadła). Na „Małego Księcia” w pięknym granatowym wydaniu brytyjskim natrafiłam bardzo szybko, natomiast po wersję norweską musiałam udać się do filii w hali odlotów. Bardzo miły sprzedawca pomógł mi odliczyć odpowiednią ilość koron norweskich (niemałą niestety, no ale Norwegia to ogólnie jest bardzo drogi kraj!) i mój bagaż podręczny zasilony został dwoma nowymi książkami do kolekcji. Hm, może powinnam zatem jednak choć trochę polubić lotniska?




czwartek, 10 maja 2012

Den lille Prinsen- wydanie norweskie

Z tą książką wiąże się historia, w którą aż trudno uwierzyć. Pod koniec września 2011r. byłam służbowo kilka dni na północy Norwegii, w małym miasteczku Kirkenes niedaleko granicy z Rosją. Standardowo miałam bardzo niewiele czasu na cokolwiek poza pracą, ale pierwszego dnia zaraz po przyjeździe udało mi się kosztem obiadu wykroić godzinkę na szybki marsz po tzw. centrum (czyli tak naprawdę dwóch głównych ulicach). Najpierw znalazłam jedną księgarnię, która wyglądała bardzo obiecująco, ale niestety brak w niej było „Małego Księcia”. Na szczęście sprzedawczyni była na tyle miła, że wskazała mi drugą księgarnię, sprytnie zakamuflowaną w centrum handlowym. Niestety, tam „Małego Księcia” też nie było, a sprowadzenie go miało zająć kilka dni. Smutno mi się zrobiło, ale cóż, mówi się trudno. Już miałam wychodzić, gdy sprzedawca powiedział, że widzi, iż bardzo mi na tej książce zależy (no jasne, że bardzo!), więc może mi przywieźć z domu swój używany egzemplarz, bo już go nie potrzebuje. Bardzo byłam zaskoczona, ale oczywiście wyraziłam wobec niej spory entuzjazm. Dwa dni później z lekkim niepokojem udałam się do tej księgarni ponownie i faktycznie chłopak dotrzymał słowa!!! Mało tego, jeszcze przepraszał, że egzemplarz jest nieco podniszczony i stanowczo odmówił wzięcia jakiejkolwiek zapłaty! Miałam ochotę go ucałować, ale taki spontaniczny odruch nie byłby chyba odpowiednio zrozumiany, więc tylko podziękowałam mu gorąco jakieś 30 razy i z wielkim uśmiechem powróciłam do hotelu. 


wtorek, 8 maja 2012

Da klane Prinz- wydanie w dialekcie wiedeńskim

Nigdy nie jest za późno na naukę! Dzięki hobby i ja dowiaduję się wielu nowych rzeczy. Wiedzieliście, że istnieje coś takiego, jak oficjalny dialekt wiedeński? Ja nie miałam o tym pojęcia, a już na pewno do głowy by mi nie przyszło, że w tym dialekcie są wydawane książki. Jednak we wrześniu 2011r. przybył do mnie Mały Książę prosto z Wiednia i przekonałam się, jak zabawny jest to język. Przy okazji odkryłam sztuczkę- w wersji pisanej chwilami ciężko się domyślić, o co chodzi, ale gdy się przeczyta głośno, tekst nabiera prawie niemieckiego brzmienia i wszystko staje się jasne! Książkę przywiózł mi mój austriacki przyjaciel B. i nie wiem, kto z nas bawił się lepiej- ja usiłując wypowiedzieć przedziwne łamańce językowe, czy on, rodowity Wiedeńczyk, obserwując moje wysiłki.


sobota, 5 maja 2012

Wersja kurdyjska

Historia książki przywiezionej dla mnie z Holandii miała swój dalszy ciąg w lipcu 2011r. R. najwyraźniej przejął się moja kolekcją i z własnej inicjatywy lub może za podszeptem K. znalazł dla mnie plik z wersją „Małego Księcia” po kurdyjsku. Egzemplarze w normalnym książkowym wydaniu podobno praktycznie nie istnieją, więc wersja cyfrowa jest w tej sytuacji równie cenna jak papierowa.
Przy okazji samodzielnie wyszukałam w internecie kilka wersji pdf (łotewska, wietnamska, baskijska), ale szybko doszłam do wniosku, że jednak to nie to. Nic nie zastąpi prawdziwej książki przywiezionej z miejsca, w którym mówi się danym językiem! Wyjątkiem w mojej kolekcji pozostanie zatem plik kurdyjski, bo był prezentem ze szczerego serca. 


De kleine Prins- wydanie niderlandzkie

W czerwcu 2011r. moja kolekcja powiększyła się o wydanie niderlandzkie. Stało się to za sprawą mojej koleżanki K., która pojechała do Holandii za głosem serca J Razem ze swoim Mężczyzną R. odbywała różne wycieczki po kraju tulipanów, aż w końcu natrafili również na księgarnię. I w tejże księgarni zakupili piękne wydanie niderlandzkie, które kilka tygodni później dotarło do mnie. Wreszcie była okazja do przekazania czekającego już od pół roku wina (tak, tak- K. to ta sama wspaniała osoba, od której dostałam wydanie węgierskie!) oraz poplotkowania o tym i owym ;)