Drugiego dnia konferencji postanowiłam odbyć mała przejażdżkę po mieście,
aby zobaczyć przynajmniej troszkę więcej niż salę konferencyjną i restaurację,
w końcu jak często człowiek ma okazję przebywać w Ałma-Acie? Kierowca taksówki
był mocno zdziwiony, gdy do standardowego planu objazdu kilku głównych atrakcji
miasta dołączyłam prośbę o porządną księgarnię. Spisał się jednak na medal i
dzięki temu trafiłam do książkowego raju- sklepu „Kniżnyj Gorad”, czyli „książkowe
miasto”. Sklep był gigantyczny, kilkupoziomowy i przez chwile zwątpiłam, czy
cokolwiek w nim znajdę. Na szczęście przy wejściu pracowały przemiłe panie,
które na podstawie nazwiska autora znalazły w komputerze dokładną lokalizację wszystkich
jego książek. Widząc, że jestem „innostrańcem” zaopiekowały się mną jeszcze milej,
bo posadziły mnie na sofie i kazały poczekać, a jedna z nich poszła wyszukać interesujące
mnie pozycje. W lekkie osłupienie wprawił mnie jej widok po powrocie, gdyż
dźwigała kilka różnych wydań Małego Księcia, a naprawdę na aż tyle nie
liczyłam. Po odrzuceniu tych, które już w swojej kolekcji mam, zdecydowałam się
na trzy wydania rosyjskie oraz rosyjską książkę służącą do nauki j.
francuskiego. Niestety, wydań z Kazachstanu nie mieli, ale i tak byłam
przeszczęśliwa. Trochę się tylko obawiałam, że moja mała walizka nie wytrzyma
takiego obciążenia, ale jakoś wszystko upchnęłam i dowiozłam do Polski.
BYŁ SOBIE PEWNEGO RAZU MAŁY KSIĄŻĘ, KTÓRY ZAMIESZKIWAŁ PLANETĘ NIEWIELE WIĘKSZĄ OD NIEGO SAMEGO I KTÓRY BARDZO POTRZEBOWAŁ PRZYJACIÓŁ...

środa, 19 grudnia 2012
Malienkij Princ- trzy wydania rosyjskie i Le Petit Prince- wydanie rosyjskie do nauki j. francuskiego
W połowie listopada 2012 trafiłam służbowo na konferencję do Ałma-Aty w
Kazachstanie. Było to niesamowite doświadczenie, bo pierwszy raz trafiłam do
kraju typowo azjatyckiego z ulicami pełnymi ludzi o „skośnym” typie urody.
Ciekawe było również połącznie postsowieckiej architektury z nowoczesnymi
budynkami ze szkła i metalu. Jedynym minusem był śnieg i mróz, ale oczywiście
nie przeszkodziło mi to w eksplorowaniu miasta pod kątem księgarni. Najpierw w
okolicy miejsca, gdzie odbywała się konferencja, natrafiłam na malutki sklepik
z przemiłą panią sprzedającą, która ze stosu poukładanych wszędzie książek
wyłowiła piękne wydanie po rosyjsku. Książka ma bardzo oryginalne ilustracje i
ogromnie mi się spodobała, więc wysupłałam potrzebną ilość kazachskich tengi
(do tej pory nie jestem w stanie ich przeliczyć na jakąś rozsądną walutę) i
mogłam się już cieszyć nowym nabytkiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz