W lipcu 2012r. przeżyłam absolutnie szalone (jak na moje standardy)
wakacje we Francji będące swoistą nagrodą za trudy związane z wielomiesięcznym
życiem na skraju cywilizacji. Szaleństwo polegało na wynajęciu samochodu i
przemierzeniu 1200km francuskich dróg, od Paryża poprzez Dolinę Loary z milionem
zamków, Le Mans z jego słynnym torem wyścigowym, Normandię z chwytającą za
serce plażą Omaha, bajkowym zamkiem Le Mont St. Michel i z powrotem Paryżem. Mnóstwo
wrażeń, mnóstwo zdjęć, oczy wielkie jak spodki i nerwowe drżenie rąk podczas
jazdy po stolicy Francji…… jednym słowem coś absolutnie niepowtarzalnego.
Wisienką na torcie był spacer wzdłuż Sekwany ostatniego dnia przed powrotem do
Polski, kiedy odkryłam rząd stoisk z używanymi książkami. Używając mojego
szczątkowego francuskiego udało mi się porozumieć z bardzo miłą panią, która
przeszukała pół stoiska zanim znalazła niepozorną i nieco podniszczoną
granatową książeczkę. Dzięki temu za oszałamiająca kwotę 4 euro stałam się
właścicielką kolejnego wydania francuskiego z tajemniczymi odręcznymi notatkami
zrobionymi zapewne przez jakiegoś ucznia. Ach, zapomniałabym napisać, że w
trakcie podróży w Le Mont St. Michel również zakupiłam jedną książeczkę, francuskie mini-wydanie z kilkoma
małoksięciowymi cytatami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz