BYŁ SOBIE PEWNEGO RAZU MAŁY KSIĄŻĘ, KTÓRY ZAMIESZKIWAŁ PLANETĘ NIEWIELE WIĘKSZĄ OD NIEGO SAMEGO I KTÓRY BARDZO POTRZEBOWAŁ PRZYJACIÓŁ...

piątek, 11 maja 2012
Den lille Prinsen i The Little Prince- wydanie norweskie i wydanie brytyjskie
Nie przepadam za lataniem i
lotniskami, każdy wyjazd to dla mnie stres, a skomplikowane i czasochłonne procedury
strasznie mnie wkurzają. Nie mam jednak za bardzo wyjścia i latam samolotami
dosyć często. W październiku 2001r. to latanie wreszcie się do czegoś przydało-
natrafiłam na porządną, dużą i nieźle zaopatrzoną księgarnię na lotnisku w
Oslo. Wracałam strasznie zmęczona z tygodniowego wyjazdu na północ Europy, loty
miałam zabukowane w sposób absurdalny, ale jedyny możliwy
(Kirkenes-Oslo-Kopenhaga-Berlin, łącznie ponad 12 godzin lotu i jeszcze
perspektywa dojazdu do domu z Berlina, wrrrrrr…..), zmęczona byłam strasznie, a
w dodatku rozpoczęłam dzień od sprzeczki z panią w hotelu- jednym słowem humor
pod psem. I w takiej właśnie sytuacji objawiła się przede mną lotniskowa
księgarnia. Czasu do kolejnego lotu miałam mnóstwo, więc postanowiłam sobie
trochę pooglądać kolorową zawartość półek. Pierwszym zdziwieniem była wielkość
księgarni (jak na standardy lotniskowe wręcz oszałamiająca!), a drugą zakres
dostępnej literatury (bo z reguły na lotnisku nabyć można co najwyżej kolorowe
magazyny i niezbyt ambitne czytadła). Na „Małego Księcia” w pięknym granatowym
wydaniu brytyjskim natrafiłam bardzo szybko, natomiast po wersję norweską
musiałam udać się do filii w hali odlotów. Bardzo miły sprzedawca pomógł mi
odliczyć odpowiednią ilość koron norweskich (niemałą niestety, no ale Norwegia
to ogólnie jest bardzo drogi kraj!) i mój bagaż podręczny zasilony został dwoma
nowymi książkami do kolekcji. Hm, może powinnam zatem jednak choć trochę
polubić lotniska?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz