BYŁ SOBIE PEWNEGO RAZU MAŁY KSIĄŻĘ, KTÓRY ZAMIESZKIWAŁ PLANETĘ NIEWIELE WIĘKSZĄ OD NIEGO SAMEGO I KTÓRY BARDZO POTRZEBOWAŁ PRZYJACIÓŁ...

wtorek, 1 maja 2012
Malkijat Princ- wydanie bułgarskie
Wydanie bułgarskie zdobyłam do swojej kolekcji w marcu 2011r.
„Zdobyłam” to zresztą bardzo dobre słowo, bo po raz kolejny potrzebne było
sporo wysiłku, żeby powiększyć zbiór. W sprawach służbowych poleciałam do Sofii
i jak to zwykle bywa wszystkie trzy dni wyjazdu były tak zaplanowane, że na ewentualne
sprawy prywatne, zwiedzanie itp. kompletnie nie było czasu. Ja jednak jestem
uparta. Zaraz po przylocie dowiedziałam się w hotelu, iż dwie przecznice dalej
jest mała księgarnia otwarta od wczesnych godzin porannych. Bladym świtem
udałam się zatem w jej kierunku, rezygnując w związku z tym ze śniadania i
ignorując mało przyjemną deszczową aurę. Niestety, cały wysiłek prawie poszedł
na marne, gdyż okazało się, że nie mają „Małego Księcia”. Byłam strasznie
rozczarowana i musiało to być mocno po mnie widać, bo młoda, sympatyczna
sprzedawczyni łamanym angielskim zaczęła mi tłumaczyć, że niedaleko jest
jeszcze jedna księgarnia i powinnam tam spróbować. Niestety, jej wyjaśnienia,
dokąd muszę pójść, były kompletnie nieprzydatne, bo posługiwała się nazwami miejscowych
budynków, które mi nic nie mówiły. W tym momencie już miałam zrezygnować, ale
dziewczyna powiedziała mi, żebym chwilę poczekała, po czym zniknęła na
zapleczu. Naprawdę osłupiałam, gdy po chwili wróciła z planem Sofii
wydrukowanym z Internetu, na którym zaznaczyła mi, jak muszę iść do tej drugiej
księgarni. Podziękowałam (ha! w ramach studiów językowych zdążyłam ustalić, że
po bułgarsku mówi się „błagodaria”) i z planem w ręku popędziłam do drugiej
księgarni. Łatwo nie było, bo akurat ta część miasta była cała rozkopana i
przedzierałam się przez jakieś dziwne miejsca, ale jednak dotarłam do całkiem
sporej księgarni „Helikon”, gdzie bułgarskiego „Małego Księcia” mieli dowolną
ilość. Uszczęśliwiona dokonałam zakupu, ale nawet nie zdążyłam go porządnie
obejrzeć, bo była już najwyższa pora, aby biegiem wracać do hotelu. Na umówione
służbowe spotkanie wpadłam dosłownie w ostatniej sekundzie, ale jednak
zdążyłam. Dopiero późnym wieczorem na spokojnie obejrzałam sobie nowy nabytek i
z zadowoleniem stwierdziłam, że misję mogę uznać za uwieńczoną sukcesem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz