piątek, 20 kwietnia 2012

Mali Princ- wydanie chorwackie

Przed wylotem do Zagrzebia w kwietniu 2010r. obiecałam sobie, iż przywiozę stamtąd chorwackiego „Małego Księcia”. Nie przewidziałam jednak, że moje plany znacznie się skomplikują. W drodze na lotnisko w Berlinie otrzymałam informację, że z powodu chmury pyłu wulkanicznego mój lot się nie odbędzie. Trudno, zawróciłam do pracy i poinformowałam mojego managera J. w Zagrzebiu, że nie dolecę na spotkanie. Jemu jednak bardzo na tym spotkaniu zależało (trudno się dziwić, termin gonił a nasz dokument nadal daleki był od ideału), więc uparł się, żebym przebukowała bilet na następny dzień i spróbowała jednak dolecieć. Faktycznie, następnego dnia się udało. W efekcie dobowego przesunięcia zostało nam jednak bardzo mało czasu na pracę nad dokumentem, więc J. zagonił nas do pracy trwającej do późnych godzin nocnych. Około północy łaskawie pozwolił nam na odwrót do hotelu, ale zażądał naszej obecności najpóźniej o 8:30 następnego dnia, bo po południu wracaliśmy już do swoich krajów. Właściwie w tym momencie pożegnałam się z myślą o „Małym Księciu”. Jednak w drodze do hotelu odkryłam księgarnię otwieraną o godz. 8 rano i postanowiłam spróbować szczęścia. Warowałam pod księgarnią już sporo przed ósmą i musiałam wyglądać na niezłego desperata, skoro w pewnym momencie otworzyły się drzwi i pan zapytał, w czym może mi pomóc. Moim perfekcyjnym ;-) serbskim wyjaśniłam, czego poszukuję. Niestety, okazało się, że pan nie ma „Małego Księcia”, ale oczywiście może go dla mnie sprowadzić, tyle tylko, że na następny dzień… Kompletnie mnie to nie urządzało, ale pan okazał się na tyle sympatyczny, że pokazał mi, gdzie w okolicy jest jeszcze jedna księgarnia otwierana o tak wczesnej godzinie. Faktycznie, tam już mieli „Małego Księcia”… ale ja oczywiście nie miałam chorwackich kun, bo jakoś nie przyszło mi do głowy wymienić pieniądze. W księgarni euro płacić nie mogłam, więc skończyło się na galopie do najbliższej mjenacznicy, szybkiej wymianie, galopie do księgarni, zakupie i kolejnym galopie do hotelu żeby zdążyć dołączyć do grupy udającej się właśnie do biura. Ufff, cała spocona i zadyszana wyglądałam lekko nieprofesjonalnie, ale grunt, że plan się powiódł!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz