Dopiero kiedy byłam na pierwszym roku studiów, „Mały Książę” do mnie powrócił. Stało się to na lektoracie j. francuskiego. Mieliśmy za zadanie przetłumaczyć długaśny fragment tej książki, ten o rysunku słonia zjedzonego przez węża. Francuski w tamtym czasie szedł mi jak po grudzie, więc sprytnie wymyśliłam, że znajdę polską wersję i będę mieć pół problemu z głowy. I faktycznie, znalazłam swoją polską książeczkę, a jak już zaczęłam ją czytać, to pochłonęłam całą. A potem przeczytałam jeszcze raz. I niesamowicie mnie zafascynowała. Wzruszyła mnie historia z lisem, zadumała opowieść o królu i szczurze, rozbawiła trafność stwierdzenia o wodzie w tabletkach i o sklepach z przyjaciółmi.
O swojej fascynacji napisałam mojej francuskiej koleżance, którą
poznałam kilka lat wcześniej podczas wymiany szkolnej. Jakiś czas później
dostałam przesyłkę ze Strasburga, a w niej francuskie wydanie Małego Księcia, a
do tego jeszcze kalendarz i plakat. To była ogromna radość!!! Plakat wisiał nad
moim łóżkiem przez całe studia (a niedawno odnalazłam go i zamierzam powiesić w
naszym nowym domu!).
piękna kolekcja! ja mam tylko wydanie polskie, włoskie, litewskie i rosyjskie, ale jak jestem za granica to zerkam zeby kupic :)
OdpowiedzUsuń