BYŁ SOBIE PEWNEGO RAZU MAŁY KSIĄŻĘ, KTÓRY ZAMIESZKIWAŁ PLANETĘ NIEWIELE WIĘKSZĄ OD NIEGO SAMEGO I KTÓRY BARDZO POTRZEBOWAŁ PRZYJACIÓŁ...

czwartek, 26 kwietnia 2012
Princi i Vögel- wydanie albańskie
Jak już wcześniej pisałam, wiele egzemplarzy w mojej kolekcji pojawiło
się w sposób zupełnie niezaplanowany. Tak właśnie było z kolejną wersją
albańską. Słowo „niezaplanowany” dobrze zresztą opisuje cały mój wyjazd do
Kosowa pod koniec stycznia 2011r. Musiałam zastąpić kogoś, kto nie mógł
pojechać, a sprawa wyszła bardzo pilnie, tak iż miałam raptem cztery dni na
przygotowanie. Podróż do Kosowa obfitowała w emocje, bo Montenegro Airlines ni
z tego ni z owego w drodze do Pristiny zrobiły międzylądowanie w Skopje,
którego nie było w planie lotu i nie do końca było jasne, czy polecimy dalej,
czy nie. W końcu jednak dotarliśmy na miejsce, a tam przeżyłam szok, gdyż
temperatura oscylowała w granicach -10, a na ulicach leżało jakieś 20cm śniegu!
Kontrast z Czarnogórą był ogromny. Oczywiście warunki pogodowe nie odwiodły
mnie od pomysłu spacerowania po mieście. Chciałam wykorzystać każdą chwilę, aby
pożegnać się ze znanymi mi miejscami, powspominać trochę wydarzenia i ludzi,
których spotkałam podczas poprzednich pobytów w Kosowie… ot, taka sentymentalna
podróż. Na spacery wykorzystywałam każde wolne popołudnie i jeden z nich zawiódł
mnie w okolice księgarni, w której byłam z M. w połowie października.
Pomyślałam, że znowu kupię ze dwa egzemplarze albańskiego „Małego Księcia” do
zachowania na wymianę. Sprzedawca nie mógł chyba zrozumieć tego konceptu, bo
podał mi tylko jeden egzemplarz, a kiedy poprosiłam o drugą taką samą książkę,
przez chwilę się zastanawiał, a potem z zaplecza przyniósł lekko sfatygowane
wydanie w czarnej okładce, którego jeszcze nie miałam. Oczywiście natychmiast
postanowiłam je kupić, ale jednocześnie poprosiłam o jeszcze jeden egzemplarz
wydania tradycyjnego. Pan spojrzał dziwnie i próbował mi coś tłumaczyć po
albańsku, ale w końcu zrezygnował, machnął ręką, podał mi wszystkie trzy
książki i podliczył sumę. Pewnie jeszcze długo po moim wyjściu mamrotał cos na
temat dziwnych „internationals”, ale co mi tam ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz