piątek, 20 kwietnia 2012

Maliot Princ- wydanie macedońskie

Zakup tej książki pod koniec marca 2010r. związany był z pierwszym poważniejszym testem mojej umiejętności języka serbskiego (oczywiście w Macedonii mówi się obecnie po macedońsku, ale ze względu na nie tak dawne czasy jugosłowiańskie dogadanie się po serbsku nie stanowi problemu. Prawdę mówiąc po polsku też by się dało bo języki są podobne, ale postanowiłam być twarda). Po zakończeniu trzydniowej konferencji w Skopje miałyśmy z M. pół dnia na połażenie po mieście. Hotel znajdował się w części albańskiej, ale tylko kilkanaście minut zajmowało przejście przez słynny kamienny most i znalezienie się w części „europejskiej”, wyjątkowo paskudnej niestety. (Skopje zostało pod koniec lat 60-tych poważnie zniszczone przez trzęsienie ziemi i całą część miasta po tej stronie mostu zbudowano w betonowym, socjalistycznym stylu lat 70-tych. Teraz próbuje się coś z tym zrobić, ale łatwo nie jest). W księgarni chciałam najpierw znaleźć „Małego Księcia” sama, ale ciężko mi było zrozumieć, jaką logiką kierowano się przy podziale książek na poszczególne półki. Próbowałam zagadnąć panią po angielsku, ale najwyraźniej nie rozumiała. Zatem wytężyłam szare komórki i skonstruowałam zdanie „Trażim Mali Princ na makedonskom”, na co pani odpowiedziała „Imama” i przyniosła mi cienką granatową książeczkę. Zdołałam jeszcze zapytać „Koliko koszta”, na co pani litościwie pokazała mi wypisaną na okładce książki ołówkiem cenę. Wysupłałam stosowną ilość macedońskich denarów i w ten sposób wzbogaciłam kolekcję o pierwszy egzemplarz pisany cyrylicą. Nawet usiłowałam go czytać w samolocie, ale samozaparcia starczyło mi jedynie na ukochaną historię o lisie (swoją drogą w wersjach bałkańskich to wszędzie jest lisica!).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz